5 grudnia A.D 2013 przeleciałam 2000 km i wylądowałam w Stambule.
Pierwszy miesiąc zleciał jak torpeda, choć mam wrażenie, że jestem tu od lat.
Oto spostrzeżenia początkującej emigrantko imigrantki, pierwsze wrażenia i przemyślenia.
Stambuł
Miasto zasługuje na obszerną, osobną notkę i taką planuje na najbliższą przyszłość.
Zauważyłam, że źródła nie podają jednogłośnie ile mieszkańców ma Stambuł. Ani źrodła fachowe, ani wikipedia, ani autochtony. Liczba mieszkańców Stambułu waha się wg tych danych od 12 do 18 milionów (!!!). Co daje nam drugą pozycję w rankingu najbardziej ludnych miast świata.
Jesli ktoś wyobraża sobie wyjazd do innego dużego miasta, poruszanie się po nim, robienie zakupów, jedzenie i oddychanie – w jakiś sposób, z całą pewnością i z całym szacunkiem do poziomu wyobraźni czytelnika mogę stwierdzić – jest to błędne wyobrażenie. Stambuł nie jest po prostu dużym miastem. To jest Stambuł.
Liznęłam tę metropolię zarówno turystycznie jak i życiowo – mogę stwierdzić, że wciąż nie mogę rozpoznać czy dominuje tu smak słodki czy gorzki. Dam znać za parę lat.
Do rzeczy.
Żyję w najbardziej zakorkowanym mieście Europy (lub Azji – ponieważ Stambuł obejmuje obszar obu tych kontynentów, z cieśniną Bosfor pośrodku). Słowo korek, dla przeciętnego europejczyka, również jest czymś innym niż dla miejscowych. Korki ciągną się kilometrami. Codziennie. Rytm dnia, jeśli oczywiście nie ma się stałej pracy biurowej i można sobie na to pozwolić, wyznaczają mieszkańcom godziny szczytu i zauważyłam, że wszyscy wyposażeni w smartfony biegle posługują się aplikacją mierzącą natężenie ruchu na tutejszych ulicach. I nie wychodzą z domu o pewnych porach. Czekają, lub spieszą się by zdażyc przed korkiem.
Zastanawiam się czy styl jazdy turków jest pomocny czy wręcz potęgujący zatkane drogi. Jeżdzą szybko, pchają się, odległości między autami można liczyć szkolną, piórnikową linijką, między samochodami jakimś cudem przechodzą piesi nie zważając na światła czy brak zebry, wszyscy trąbią, czasem krzyczą, gaz, hamulec, gaz, hamulec, rura….
Ciąg dalszy tematu nastąpi.
Komunikacja miejska
O ile mieszkańcy centrum mają całkiem dobrą sytuację, bo wszędzie W MIARĘ blisko, tak my – mieszkańcy pozostałych dzielnic już tak różowo nie mamy. Środków lokomocji w Stambule jest kilka: autobusy fioletowe, autobusy żółte, taksówki, duże śmieszna taksówki zabierające ok. 8 osób, metrobus – połączenie autobusu z metrem, metro, tramwaje, tramwaje wodne, łódeczki, małe śmieszne niebieskie autobusiki… I każdy z tych środków lokomocji ma inne zasady funkcjonowania , nie do końca dla mnie jasny, dlatego ciąg dalszy nastąpi…
Ludzie
Ciekawym zjawiskiem dla mnie jako Polki, jest kolorystyka.
Z racji tego, że rodziciele mojego wybranka są nauczycielami – miałam okazję odwiedzić kilkkakrotnie turecką podstawówkę. Widok grupy biegających dziecki, ubranych jednokowo, mających identyczny kolor włosów, oczu i odcień cery – budzi skojarzenia z atakiem klonów Moja nieprzyzwyczajona percepcja prawdopodobnie wymusiłaby na mnie wytężenie wzroku kilka chwil więcej by odróżnić jednego słodziaka od drugiego Przepraszam
O ludziach ciąg dalszy nastąpi..
Język
W Turcji mówi się po turecku Ludzi mówiących po angielsku nie jest wcale dużo. Młodzi owszem – ale niezbyt często. Proszę wybaczyć – nie znam statystyk, jedynie subiektywne odczucie początkującej, stad dość ogólne wyjaśnienei tematu. I nawet jeśli towarzystwo angielski zna, głównie używa tureckiego – a już na pewno w porozumiewaniu się między sobą. Co wiąże się z wielokrotnym w czasie jednej rozmowy wyautowaniem obcokrajowca z topiku.
Nie skarżę się – jest to doskonała motywacja do tego, by języka się nauczyć, a uważam, że języków obcych uczyć się trzeba. A już zwłaszcza mieszkając w kraju, w którym jest on urzędowym.
Ciąg dalszy o tym nastąpi.
Widoki
Wow. Dziękuję. Ciąg dalszy nastąpi.
Jedzenie
Nie tęsknię za polską kuchnią. Nie dlatego, że nie mamy pysznosci na polskim stole. Nie dlatego, że jest tu mnóstwo zamienników/odpowiedników polskiego jedzenia (nie ma).
Jedzenie jest tak przepyszne i tak inne, i tak dużo różnego, że wciąż jestem ciekawa co przyniesie następny dzień. Jedno jest pewne – nigdzie nie jadłam tak pysznych bakłażanów jak tutaj.
Niewątpliwie sporym zaskoczenie jest brak korzenia pietruszki w sklepach pełnych najrozmaitszych rodzajów warzyw. Konkluzja – rosół też jest dobry bez pietruszki.
O jedzeniu ciąg dalszy nastąpi.
Tyle na dziś… w pigułce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz